Dołęga-Mostowicz Bracia Dalcz i spółka tom 2, Dołęga-Mostowicz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tadeusz Do��ga-MostowiczBRACIA DALCZ I S-KATom drugiRozdzia� IPierwszy przeb�ysk �wiadomo�ci przyszed� po dw�ch tygodniach. Zacz�� si� oduczuciaspadania w jak�� bezdenn� przepa�� i cia�o Paw�a Dalcza spr�y�o si� odruchowo.Lekki b�lr�ki i dotyk czego� mi�kkiego, co go wi�zi�o, stanowi�y pierwsz� chwil�przytomno�ci. Nast�pnymmomentem by� g�os, znajomy g�os kobiecy:� Ju� druga, niech pani zadzwoni do doktora.Dobrze znajomy, niski g�os. W �aden jednak spos�b nie m�g� sobie przypomnie�, dokogonale�y. Nagle b�ysk pami�ci: Potworna hu�tawka i przera�liwy krzyk! Tak, ten samg�os.Otworzy� oczy. Wok� panowa�a zupe�na prawie ciemno��, tylko gdzie� w oddali�arzy�osi� ciemne purpurowe �wiat�o. Ulica Dworska, noc. Czarny cie�, odrywaj�cy si� odczarnej�ciany parkanu, cios, lepka ciecz zalewaj�ca oczy i mordercza hu�tawka... Apotem ten g�os.� Kto tu jest? � szept jego nape�ni� cisz� � kto tu jest? � powt�rzy�.Na dywanie zaszele�ci�y kroki. Jaka� sylwetka przes�oni�a czerwony odblask iprzedchwil� s�yszany g�os powiedzia�:� To ja, Pawle...� Kto?� Ja, Krzysztof...Pawe� zamkn�� oczy. My�li przychodzi�y jedna za drug� leniwie, z trudem, aleprzecie�konsekwentnie: jak to mo�e by� g�os Krzysztofa? Wyra�nie s�ysza� kobiecy alt...A jednakniew�tpliwie g�os m�wi� prawd�... Tylko przypomnie�, por�wna�... I sk�dKrzysztof?...Palce przesun�y si� po ko�drze, gdzie� blisko odezwa�o si� bicie zegara.� Gdzie jestem? � zapyta�.� Jeste� u siebie w domu � odpowiedzia� g�os.� Dlaczego jest tak ciemno? Ju� musi by� p�na noc?... Napadli mnie...� Nie my�l o tym. Pawle... Ju� teraz wszystko dobrze.� Nie widz� ciebie, dlaczego jest tak ciemno, zapal �wiat�o...� Nie mog� zapali�. To by ci zaszkodzi�o...� Dlaczego? � zdziwi� si� Pawe�.� Lekarz zabroni�, p�ki tw�j wzrok dostatecznie si� nie przyzwyczai. Tyle czasunie otwiera�e�oczu.Pawe� pos�ysza� lekkie trza�niecie klamki i wyra�nie dostrzeg� drug� osob�,kt�ra w�a�niewesz�a. By�a to piel�gniarka w bia�ym kitlu. Zrozumia�, �e jest ci�ko chory, ispr�bowa� poruszy�si�. Przysz�o mu to z du�ym wysi�kiem i w�a�nie zamierza� ponowi� pr�b�, gdyg�ospowt�rzy�:� Lekarz zabroni� ci porusza� si�, Pawle.� Wi�c jest ze mn� tak �le?� Nie � odpowiedzia� Krzysztof � teraz ju� ci �adne niebezpiecze�stwo nie grozi.� Jak d�ugo by�em nieprzytomny?� Dwa tygodnie i dwa dni.Pawe� podni�s� powieki i zapyta� g�o�no, z niepokojem, kt�rego nie umia� ukry�:� Gdzie s� moje klucze?!� B�d� spokojny, od pocz�tku mam je w kieszeni.Pawe� chcia� powiedzie�, �e to go bynajmniej nie uspokaja, �e ��da, by Krzysztofmu natychmiastklucze odda�, lecz w tej�e chwili odezwa�a si� piel�gniarka. Zapytywa�aKrzysztofa,czy nie zawiadomi� zaraz lekarza o tym, �e chory odzyska� przytomno��.� Sam to zrobi� � powiedzia� Krzysztof i wyszed� z pokoju.Pawe� chcia� krzykn��, by go zatrzyma�, lecz zabrak�o mu g�osu. Z krtaniwydoby�o si�tylko jakie� nieartyku�owane charczenie. Czo�o, skronie i policzki pokry�y si�potem. Czu�, �eponownie traci przytomno��, i ca�� si�� woli usi�owa� utrzyma� powieki otwarte.� Prosz� to wypi� � powiedzia�a piel�gniarka.Na wargach uczu� lepki, gorzkawy p�yn. Prze�kn�� i w przeci�gu bardzo kr�tkiegoczasupodda� si� przemo�nej senno�ci. Gdy po pewnym czasie obudzi� si�, czu� si�znacznie silniejszy.Widocznie w pokoju rozja�niono nieco �wiat�o, gdy� by�o znacznie wyra�niej wida�kontury mebli, ��ko, ko�dr� i na fotelu obok wysokiego m�czyzn� z brod�, kt�raw tym�wietle wydawa�a si� r�owa.Sen wzmocni� Paw�a o tyle, �e zupe�nie przytomnie rozmawia� z lekarzem.Dowiedzia� si�ode�, �e na szcz�cie obra�enia, jakie odni�s� podczas napadu, nie pozostawi� worganizmie�adnych ujemnych skutk�w. P�kni�cie czaszki nie mia�o zbyt gro�nych powik�a� igoi si�zupe�nie zadowalaj�co. Pora�enie wzroku by�o tylko czasowe, a nast�pstwawstrz�su ma�egom�d�ku min�y po up�ywie jednej doby. Ju� wtedy odzyska� mo�no�� ruch�w. Niecogorzejjest z lew� r�k�, kt�ra, os�aniaj�c g�ow�, uratowa�a mu �ycie, lecz sama uleg�atak powa�nemuzmia�d�eniu, i� pomimo trzykrotnych zabieg�w operacyjnych nie da�o si�doprowadzi�jej do pierwotnego stanu. Jednak�e jest pewno��, �e Pawe� b�dzie ni� w�ada�normalnie zwyj�tkiem, niestety, trzech palc�w. �� A kiedy mnie pan wypu�ci z ��ka? � zapyta� Pawe�.Lekarz za�mia� si�:� No, teraz za wcze�nie m�wi� o tym. Pan jest zbytnio wycie�czony.� Jednak�e mniej wi�cej?...� Mniej wi�cej kwestia trzech tygodni.Pawe� skrzywi� si� i pomy�la�, �e doktor przesadza. Wprawdzie czu� si� takos�abiony, �ea� dziwi� si� temu. Dotychczas nigdy nie chorowa�. To poczucie w�asnej s�abo�ciby�oby te�dla� niezno�ne, gdyby nie prze�wiadczenie, �e pr�dko wyzdrowieje.Piel�gniarka przynios�a obiad i lekarz wyszed�. Krzysztof, kt�ry przez ca�y czasmilcza�,poszed� go odprowadzi�. Ros� by� mocny i pachn�cy, a kotleciki z kury soczyste.R�ka jednakszybko zm�czy�a si� i Pawe� od�o�y� widelec. W�a�nie piel�gniarka zabiera�a si�do karmieniaPaw�a, gdy Krzysztof wr�ci� i powiedzia�:� Niech pani idzie na obiad. Ja to zrobi�.Usiad� na ��ku i wzi�� do r�ki talerz. Ostro�nie podawa� mu jedzenie bardzodrobnymi k�skami.Ka�dy kawa�eczek mi�sa macza� w sosie i uzupe�nia� odrobin� sa�aty. Robi� to ztak�staranno�ci� i z takim przej�ciem, �e Pawe� mimo woli u�miechn�� si� do�. Pomimoczerwonegozmroku Pawe� dostrzeg� wra�enie, jakie wywar�o to na Krzysztofie. Troch�zmiesza� si�,lecz odstawi� pusty talerz i z tak�� systematyczno�ci� karmi� Paw�a winogronami.Ka�d� jagod�rozcina�, wyrzuca� z niej pestki i ze skupieniem wk�ada� w usta chorego. Gdysko�czy�,Pawe� powiedzia�:� A ja my�la�em, �e ty mnie nienawidzisz...� Je�eli chcesz � szybko odpowiedzia� Krzysztof � mo�esz zapali� papierosa.Lekarz pozwoli�.� Dobrze, i zr�b wi�cej �wiat�a. Mnie ta ciemno�� bardziej m�czy, ni� �wiat�omo�e mi zaszkodzi�.Krzysztof ods�oni� okna w s�siednim pokoju. Przez uchylone drzwi wpad�a terazszerokasmuga �wiat�a prawie niebieskiego. Teraz dopiero mo�na by�o zauwa�y�, �eKrzysztof bardzozmizernia� i by� niezwykle blady.� Jak to by�o? � zapyta� Pawe�.� Napadni�to ci� na ulicy Dworskiej. Post�pi�e� bardzo lekkomy�lnie...Poniewa� odk�d by�o ja�niej w pokoju, Krzysztof trzyma� si� z daleka od ��ka.Pawe�odezwa� si� prawie rozkapryszonym tonem:� Usi�d� tu przy mnie. Rozmowa na odleg�o�� mnie m�czy.� W og�le nie powiniene� za du�o m�wi�...� Tote� usi�d� tu i opowiedz mi, jak si� to sta�o...Krzysztof zawaha� si�, lecz w ko�cu zaj�� miejsce na brzegu ��ka i zacz��m�wi�, unikaj�cwzroku Paw�a.� To w�a�ciwie moja wina... Zabra�em ci samoch�d. W�a�nie wraca�em Dworsk�, gdyzobaczy�emciebie, le��cego pod parkanem... Szofer my�la�, �e to jaki� pijak. Pomimo tozatrzyma�emw�z... to by�o... � g�os Krzysztofa za�ama� si� � nie dawa�e�... �adnych oznak�ycia...Odwie�li�my ci� do domu. Na szcz�cie w por� przyby� lekarz, a p�niejchirurg... Pooperacji jeszcze nie by�o wiadomo, czy jeste� uratowany... No, ale teraz ju�wszystko dobrze...Wszystko dobrze... Ja od razu wiedzia�em, �e ci nic z�ego sta� si� nie mo�e. Niemaszpoj�cia, co si� dzia�o. Wi�c przede wszystkim aresztowano wielu podejrzanych,ale istotnychsprawc�w nie znaleziono.� By� tylko jeden.� Jeden? � ze zdumieniem powt�rzy� Krzysztof.� Dziwi ci�, �e jeden da� sobie ze mn� rad�?... Wyskoczy� z zasadzki i mia� wr�ku �om�elazny czy m�ot. Co� bardzo ci�kiego. Nie zd��y�em przygotowa� si� do obrony.Nie spodziewa�emsi� napadu i zaj�ty by�em my�lami. Zreszt� sam sobie jestem winien. Mog�em toprzewidzie�.� Czy nie pozna�e� go?� Nie, ale wiem, kto to by�.� Kto? � zapyta� Krzysztof, pochylaj�c si� nad nim.Jego oczy roz�arzy�y si�.� G�upstwo � poruszy� r�k� Pawe� � niedorzeczna zemsta za wydalenie z fabryki.Mo�epami�tasz, by� taki zast�pca Jachimowskiego, Karliczek? Wulgarne zwierz�.Mniejsza o niego.� Jak to, wi�c nie ka�esz go aresztowa�?� Nie. Po co? �eby poni�s� kar�?... Po prostu szkoda zachodu. Nie wierz� wpedagogiczneznaczenie kary. Ani w jej moraln� warto��.Krzysztof poruszy� si� niecierpliwie.� Nie rozumiem ci�. Mo�esz nie uznawa� kary jako czynnika spo�eczniewychowawczego,ale pozostaje zawsze czysto ludzkie ��danie zado��uczynienia, wynagrodzenia,zemsty!Pawe� za�mia� si� cicho i zrobi� ruch, jakby chcia� kiwn�� g�ow�, lecz ostry b�lwykrzywi�jego usta:� Zemsta jest idiotyzmem. Nazywano j� rozkosz� bog�w. Niech�e pozostanie ichrozkosz�.Bogowie, widzisz, s� wieczni i nie maj� nic lepszego do roboty. Cz�owieknatomiast niepowinien traci� czasu i nerw�w na rzecz tak nieproduktywn� jak zemsta. Czypami�tasz histori�tego wspania�ego kretyna staro�ytno�ci, kt�ry kaza� �a�cuchami biczowa�niepos�usznemorze? Imponowa�o mi to, p�ki nie sko�czy�em lat pi�tnastu. Powinien by�mianowany patronempolicji. Chyba nikt przed nim nie da� tak heroicznego dowodu wiary w skuteczno��metod policyjnych. Kara jest to zemsta wywierana przez silniejszego na s�abszym.Zbiorowo��,mszcz�c si� na jednostce, nazywa to kar�, �eby by�o wznios�ej. Zawsze dziwi�emsi�ludziom, kt�rzy wierz� w m�dro�� Boga, gdy jednocze�nie przypisuj� Muustanowienie piekielnychkar dla ludzi. Po to s�u�y� istocie nadprzyrodzonej, by j� mierzy� paragrafamikodeksukarnego! Ju� bardziej rozumiem Grek�w, kt�rych bogowie domagali si� namacalnychofiar z wina, mi�sa i kobiet, a boginie zsy�a�y nieszcz�cia na tych�miertelnik�w, kt�rzy niechcieli spa� z nimi w jednym ��ku. Tam rzecz odbywa�a si� w rodzinie iszczerze, po ludzku.Ale to jeszcze nie znaczy, �e m�drze! Na odwr�t, my�liciele hinduscy zalecaj�poniec...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]