Drużynowa miesiąca - Martyna Doroba, nr 36 (Przesieka)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zapewne wszyscy ja dobrze znamy i kojarzymy z hufca. Jest jedną z zawsze uśmiechniętych drużynowych, ale tak naprawdę mało co o niej wiemy ;) Rozmowa upłynęła w bardzo przyjemnej atmosferze przy herbatce z cypitrynką.

 

Drużynowa miesiąca – Martyna Doroba J

 

Justyna: Witaj Martynko J Jako drużynowej, zabiera Ci zapewne mnóstwo czasu ZHP... Ale czym harcerstwo tak naprawdę jest dla Ciebie? Sposobem na życie? Czy może zwyczajnym spędzaniem wolnego czasu?

 

Martyna: Cześć Justynko, tak naprawdę to harcerstwo jest dla mnie i sposobem na życie i spędzaniem wolnego czasu, bo to się przeplata. Od 8 lat stało się nieodłącznym elementem każdego dnia. Wszystkie swoje plany podporządkowuje ZHP. Zbiórki są dla mnie bardzo ważne, ponieważ dają mi satysfakcje z tego co robię i spełniam się w tym co lubię.

 

J: No to pozostaje się tylko cieszyć. Jak dobrze wszyscy wiemy, niedawno skończyłaś 18 lat. Czy przez to Twoje życie osobiste jak i harcerskie w jakiś sposób się zmieniło?

 

M: Zacznijmy od życia harcerskiego. Jest to dla mnie udogodnienie, gdyż nie musze szukać pełnoletniego opiekuna na każdą okazję. A co do osobistego nie zmieniło się ani trochę, noo... może poza tym, że mam więcej obowiązków.

 

J: Jak każdy musisz się edukować :P W której szkole się uczysz?

 

M: Obecnie Liceum Ogólnokształcące nr XXXI

 

J: A co z profilem klasy?

 

M: Niestety dziennikarsko – językowy.

 

J: Dlaczego niestety?

 

M: Ponieważ nie przepadam za przedmiotami humanistycznymi.

 

J: W takim razie skąd decyzja o wyborze takiej klasy?

 

M: Kiedy szłam do liceum, aby dostać się na studia potrzebne były mi przedmioty humanistyczne takie jak polski, angielski, historia. Na szczęścia to zmieniło się w zeszłym roku.

 

J: Co oprócz oczywiście nauki i poświęcania się harcerstwu robisz w wolnym czasie?

 

M: Przede wszystkim staram się poświęcić ten czas znajomym. Poza tym uwielbiam słuchać muzyki, grać na gitarze, gotować, czytać książki (zwłaszcza kryminalne) i układać puzzle.

 

J: Co uważasz za największe osiągnięcie swojego życia?

 

M: (śmiech) O kurcze... Chyba to wszystko co osiągnęłam w harcerstwie. Zmienię zdanie jeżeli dobrze zdam maturę i dostane się na wymarzone studia. Niestety jak na razie w to bardzo wątpię.

 

J: Właśnie, a jakie przedmioty zamierzasz zdawać na maturze?

 

M: Ehh... Pierwsze pytanie na którym nie muszę się zastanawiać. Angielski, polski i matematyka.

 

J: Hmm... Pewnie ciężkie pytanie, ale co jest największą miłością Twojego życia?

 

M: Największą miłością? Hmmm... (mlasku, mlasku – łyk herbaty) chyba harcerstwo... Przynajmniej nic innego nie przychodzi mi do głowy. A zazwyczaj pierwsze skojarzenie jest prawdziwe.

 

J: Przejdźmy do zmian, które czekają nas w najbliższym czasie. Jak wyobrażasz sobie nasz hufiec za parę lat? Co chciałabyś zmienić w komendzie hufca? A może masz jakiś pomysł, jak usprawnić jego pracę?

 

M: Przede wszystkim odkąd jestem w harcerstwie znam jedną komendantkę hufca i dlatego trudno jest mi wyobrazić sobie hufiec za parę lat, a nawet za kilka miesięcy. Mam nadzieje, że jeszcze bardziej się rozrośnie, a nowa władza będzie potrafiła tak samo dobrze prowadzić hufiec lub nawet jeszcze lepiej. Co do zmian w komendzie...Tak naprawdę to nie mi o tym mówić, gdyż mimo tych 8 lat nie uważam się za osobę, która ma wystarczającą wiedzę na ten temat.

 

J: Skoro rozmawiałyśmy już o przyszłości i teraźniejszości to może powiesz mi coś o swojej przeszłości. Może jakąś zabawną rzecz z dziecięcych lat?

 

M: Kiedy byłam mała w każde wakacje wyjeżdżałam do dziadków na wieś, oddaloną od Łodzi jakieś 100 km. Pewnego razu, kiedy mama przyjechała odwiedzić mnie i mojego brata uznałam, że bardzo tęsknię za tatą, ale nie wiedziałam jak powiedzieć to dziadkom, żeby ich nie urazić. Ubrałam się w swoje najładniejszą białą sukienkę w duże granatowe groszki i powiedziałam, że idę na dyskotekę dla dzieci (miałam wtedy 5 lat) i ruszyłam w kierunku Łodzi. Po przejściu jakiś 100m zobaczyłam mojego brata i kuzyna jadących na rowerach w moją stronę. Powiedzieli, że mama każe mi wracać, ale żaden z nich nie chciał pożyczyć mi roweru chociaż bolały mnie już nóżki L Do tej pory cała rodzina śmieje się ze mnie, że chciałam przejść 100 km, nie znając kierunku, a byłam zmęczona po tak małym dystansie. PO tamtym zdarzeniu rodzice długo nie chcieli puszczać mnie nigdzie samej.

 

J: Jak widać, każda chwila Twojego życia jest bardzo interesująca, zwłaszcza te 8 lat bycia w ZHP. Dziękuję Ci bardzo, za odpowiedzenie na te kilka pytań.

 

M: Zawsze do usług J.

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • eldka.opx.pl