Dokument, książki,fotki,wywiady z gazet itp, gazety

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wywiad - Kompromisy artystek rockowych - Chylińska & Orthodox [Gracja 1998]

Obie tworzą ostrą, niepokorną muzykę. Obie mają zdecydowane, trudne charaktery. Nie chcą żyć według narzuconych im przez innych reguł. Czasami jednak muszą iść na kompromis. Jak sobie z tym radzą?

Anja Orthodox: Zawsze miałam swoje zdanie i nie bałam się go wyrażać. Wzięło się to na pewno stąd, że wcześnie przesiąkłam ideami punk rocka. Duży wpływ na moja postawę miało też liceum im. Stefana Batorego w Warszawie, w którym się uczyłam. To właśnie tam mówiono mi, że trzeba być sobą, mieć właśne zdanie i przede wszystkim uczono nas myśleć.

Agnieszka Chylińska: Moja szkoła nauczyła mnie tego samego, choć traktowano nas zupełnie inaczej. Uczeń był numerem w dzienniku. Nikt nie traktował nas indywidualnie., żaden z nauczycieli nie mobilizował do pracy. Rozumiem, że w podstawówce nosisz fartuszek, ale w liceum zaczyna kształtować się osobowość, podobają ci się różne rzeczy, chcesz ich spróbować. Nauczyciele powinni to zrozumieć, a tymczasem nie potrafią zaakceptować twojej fryzury, bo jest inna. Buntowałam się, ponieważ wszystkiego mi zabraniano. Chciałam być sobą, ale w szkole nie mogłam. Wszysycy mieli być tacy sami, jak w piosence Pink Floyd z "The Wall".

A.O.: Nasza dyrektorka pozwalała nam na wiele rzeczy. Nikt nam niczego nie narzucał.

A.Ch.: Ja w mojej szkole nauczyłam się, że trzeba się rozpychać, walczyć, bo jak nie, to cię zadepczą.

A.O.: Zastanawiam się, czy nie masz dosyć tego, że większość rozmów z Tobą dotyczy szkoły, zwłaszcza po tym, co powiedziałaś w ubiegłym roku na rozdaniu Fryderyków (fuck off pod adresem nauczycieli - przyp. red.). Przylepili Ci łatkę "zła Chylińska"

A.Ch.: Nie kreuję się na taką. Jestem zodiakalnym Bliźniakiem - czasem kolczasta, czasem delikatna. A moje złe stosunki ze szkołą wzięły się stąd, że miałam słabe oceny i chciałam podreperować reputację, biorąc udział w festiwalu piosenki francuskiej w Starogardzie Gdańskim. Przygotowania trwały długo, zamiast na lekcje chodziłam na próby. Ustaliłam z dyrektorem, że wszystko później nadrobię. Ale jak przyszło co do czego, okazało się, że nikt z nauczycieli nie ma ochoty dać mi szansy nadrobienia zaległości. I nie to wkurzyło mnie najbardziej, że nie dostałam promocji do następnej klasy, ale to, że w rubryce osiągnięcia nie wpisano III miejsca na festiwalu - a przecież dzięki temu mówiło się o naszej szkole, pisano o niej w gazetach. Dlatego myślę, że z pewnymi ludźmi nie ma mowy o kompromisach.

A.O.: W życiu poszłam na parę kompromisów, choć było mi trudno. Tak jest np. z ubieraniem się. Bardzo lubię długie, czarne powłóczyste suknie, koronki, agresywny makijaż. Ale nie chodzę tak między ludzi. Miałam z tego powodu trudności w sklepach, w urzędach przyglądali mi się, sprawdzali dokumenty. By sobie ułatwić życie, zmieniłam to.

A.Ch.: Ja podobnie miałam z tatuażami. Przyszłam kiedyś coś załatwiać do urzędu w bluzce z krótkim rękawem i jak zobaczyli moje tatuaże, to nie chcieli ze mną rozmawiać.

A.O.: Mam tylko dwa tatuaże, ale chciałabym mieć więcej. To też kompromis.

A.Ch.: Przeciez to jest Twoje życie, możesz robić, co chcesz. Ja nie będę z powodu jakiegoś frajera rezygnować z tego, co lubię

A.O.: Ale nie wiesz jak na mnie patrzyli, gdy przychodziłam z moim dzieckiem, wtedy jeszcze niemowlakiem, na basen. Ja z tatuażami, mąż z długimi włosami. Wszyscy się litowali, mówili: biedne dziecko - rodzice narkomani, hipisi... Rezygnacja z czegoś mniej dla mnie istotnego to takie małe ustępstwo, które ułatwia życie. Ogromny kompromis, na jaki poszłam, to miarkowanie się z moich upodobaniach erotycznych. Byłam zawsze poligamiczna, lubiłam zmieniać chłopaków. Nie przeszkadzało mi, że byłam zafascynowana kilkoma jednocześnie. Jak mi się któryś podobał, miałam ochotę pójść z nim do łóżka. W powszechnym mniemaniu mężczyźnie przystoi zdobywanie kobiet. Wtedy mówi się o nim - prawdziwy mężczyzna, o kobiecie w podobnej sytuacji - dziwka. Ja to miałam gdzieś, ale nie robiłam tego, co bym robiła, gdyby nie to zakorzenione myślenie.

A.Ch.: Ale jesteś mężatką.

A.O.: Zgodziłam się na ślub, bo doszłam do wniosku, że już wyszalałam się w życiu, że dojrzałam do małżeństwa. W pracy mam jednak opinię osoby trudnej. Dlatego jestem jedną z nielicznych artystek, którym firma nic nie narzucała. Najwyżej coś sugeruje, a ja rozważam. Ale Ty zaczynałas niedawno i dużo się zmieniło w traktowaniu artystów.

A.Ch.: Pamiętam, jak w 1995 r. zjawiłam się w firmie nagraniowej. Miałam 18 lat, byłam nieśmiała i trochę przestraszona. Wszystko stało się tak nagle - z ławki szkolnej trafiłam na próbę i dowiedziałam się, że mam nagrywać płytę ze znanym zespołem. Czułam wielką radość, ponieważ spełniło się moja marzenie. Byłam zawsze osobą z kompleksami, niedowartościowaną. Więc gdy firma zaczęła zmieniać mój image - traktowałam to jak znakomitą zabawę.

A.O.: Wiem, jak to jest. Jesteś oszołomiona, robisz więc, co ci każą. Ale to nie jest żaden kompromis, bo wszystko bierzesz za dobrą monetę, jak dziecko.

A.Ch.: Tak, ale szybko zaczęłam się uczyć. Juz po pierwszym teledysku wszysyc mieli do mnie pretensje o to, jak wyglądałam, a nie do tego, kto za to odpowiadał. Więc zaczął się bunt - chciałam występować w swoich ubraniach. Mówiłam wprost, że chce być autentyczna - trochę szalona, trochę wrzeszcząca, trochę nieśmiała. Dziś myślę, że najtrudniej w szowbiznesie zachować siebie. Wiele rzeczy okazuje się nie tak kolorowych, jak wyglądały na początku.

A.O.: Ja przeszłam "chrzest bojowy", gdy podczas promocji płyt, musiałam brać udział w programach prowadzonych przez wręcz nienawidzących mnie ludzi. Musiałam to znosić, bo przecież nie będę przez idiotów rezygnować z promowania muzyki.

A.Ch.: Tak. Na poczatku bierze się wszystko, zgadza na występy w każdej telewizji, radiu czy gazecie. Na szczęście mam to już za sobą. Dzisiaj mogę wybierać z propozycji. Kiedy wiem, że rozmowa będzie bezsensowna, rezygnuję. Kompromis kompromisem, ale przecież musisz czuć, że nie zrobisz z siebie kretyna.

A.O.: Myślę, że dorosłe życie polega w dużej mierze na kompromisach. Są konieczne, żeby móc żyć normalnie z innymi.

A.Ch.: Tak, są koniecznie, gdy chcesz z kimś współpracować. A jak jest u Was w zespole, kto decyduje, kłócicie się? Przeciez obie jestesmy jedynimi kobietami w swoich grupach.

A.O.: Oczywiście, że czasem kłócimy się, ale w końcu dochodzimy do porozumienia. Tyle, że ja jestem szefem zespołu.

A.Ch.: U nas nie ma szefa, ale znalazłam sposób, by mnie słuchali. Jesli coś mi się nie podoba, przestaję się odzywać i reagować na chłopaków. Nauczyłam się tego, bo jak wrzeszczałam, nic to nie dawało. Zresztą, pracując w zespole, łatwiej mi iść na kompromisy, potrafię zrezygnować z własnego zdania. W kłótniach z moim chłopakiem też często pierwsza wyciągam rękę do zgody. Gorzej z rodzicami. Nie umiem odpuścić. Może z powodu spraw, o jakie się sprzeczamy.

A.O.: Uważam, że są takie obszary życia, do któych inni nie powinni się wtrącać. Ja wiele razy dostawałam po tyłku za wyrażanie własnego zdania. Ostatnio dlatego, że powiedziałam, że jestem ateistką. Wydawało mi się to moją prywatną sprawą, że taką mam filozofię - można robić, co się chce, do momentu, kiedy to nie szkodzi innym.

A.Ch.: Mnie przez ostatni rok tak opluwano, że nic mnie już nie ruszy. Przez ten rok nauczyłam się też, że być dorosłym to znaczy odpowiadać za siebie do końca. Nie ucieknę przed tym co zrobiłam, powiedziałam. Wielu rzeczy wciąz się uczę, dopiero wchodzę w dorosły świat.

A.O.: Który jest pełen kompromisów i trzeba się na nie godzić. Bez kompromisów może żyć rozbitek na bezludnej wyspie. Może wtedy robić, co chce. Ale gdy żyjemy w jakiejś grupie, ustępstwa sa konieczne, by nam i innym było lepiej. Łatwo jest licealiście buntować się przeciwko wszystkiemu i wszystkim. Ale już nie jestem nastolatką i dziś trochę mnie to śmieszy. Jeżeli buntujesz sie przeciw wszystkiemu to wyjedź w Bieszczady, choć i tam trzeba będzie w końcu pójść z kimś na ugodę.

A.Ch.: Ale nie można przecież ciągle postępować wbrew sobie, być konformistą. Ważne jest, by być sobą i gdy zdarzy mi się poddać - bo nie miałam czasu, bo się bałam - to potem nie czuję się dobrze ze sobą. Zresztą nie ulegam innym bezmyślnie. Ludzie rozdarci między tym, co mają w sobie, a tym co jest na zewnątrz, przypłacają to depresjami, czasem życiem. Moją ceną za kompromis jest ból, smutek. Ale staram się zachować wewnętrzną wolność, nie przekraczając pewnej granicy.

Spisała: JOANNA BIEDRZYŃSKA-JANOŚ

 

 

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • eldka.opx.pl