Dorosłe dzieci [M], Drarry

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rating: PGTak czy inaczej - enjoy! :DDOROSŁE DZIECIDwadziecia lat. Najgorsze dwadziecia lat jego życia. Jego całego pieprzonego życia. Dwadziecia lat złamanych obietnic, przegranych wskazówek, fałszywych mšdroci, przerzucania z jednej strony chwiejnej barykady, na drugš. Narzucania swojej woli. Zakaz dokonywania własnych wyborów bez wymierzania wyranej kary, jednak wiadomym było, że w razie jakiegokolwiek nieposłuszeństwa, konsekwencje nie będš należały do najprzyjemniejszych.A takich jak on było wielu. Niemal połowa pokolenia spędziła całš swojš młodoć działajšc w zgodzie z tradycjami rodzinnymi, zgodnie z ich racjami i przekazywanymi przez wieki zasadami. Zdanie na każdy temat, od dzieciństwa było im wtłaczane do głów, obok setek innych informacji.Czekali na dzień sšdu. Wtedy miało okazać się, kto ma rację. Tak naprawdę.Jednak, stało się zupełnie inaczej, niż można by było przypuszczać. W chaosie rozpętywanej na ich oczach wojny, wszystko, czego ich nauczono, traciło na wartoci. Teraz nikt im nie mówił, co majš robić. Sami musieli decydować, po której stronie się opowiedzieć, co zrobić, co powiedzieć. Zaczšć samodzielnie myleć. Tyle, że nikt ich tego nie nauczył. A teraz było już za póno.Wielu z nich zgięło, nie wiedzšc właciwie za co, tak naprawdę, umierajš. Wielu z nich zostało złapanych i albo czekajš na wyroki, albo już siedzš w Azkabanie, liczšc, że kiedy, niepostrzeżenie, przyjdzie do nich mierć, po cichu odbierajšc im ostatni oddech podczas snu.Z nim było inaczej. mierć matki w porę otworzyła mu oczy. Dokładnie na miesišc przed wybuchem wojny udał się do Zakonu Feniksa i w zamian za parę cennych informacji dostał azyl, o jaki prosił. Był podwójnym agentem, każdego dnia ponosił podwójne ryzyko, że jego tajemnica może ujrzeć wiatło dzienne, a wtedy niechybnie stracił swoje nędzne życie, co chyba nie byłoby aż tak wielka stratš dla wiata.Było już pięć lat po wojnie. Jako dorosły mężczyzna, patrzšc w przeszłoć, nie żałował chyba niczego, co zrobił. Nie czuł się nawet tak do końca współwinny mierci tych wszystkich ludzi, których kiedy mógł nazwać przyjaciółmi. Nie mógł przecież sam ponosić odpowiedzialnoci ani za nich, ani za ich rodziny. To nie jego broszka. Nawet gdyby mógł, nie miałby im nic do powiedzenia. Rozumiał też nieufnoć ze strony zwolenników "dobrej strony" , z którš musiał się godzić przez lata wojny i, z którš czasami nadal się spotykał. Jakby nagle przy niadaniu miał obwiecić całemu wiatu że to, że Voldemort zginšł, jest tylko kolejnym kłamstwem i że przed zmierzchem cały wiat pochłonie ogień apokalipsy.Nie. Więcej kłamstw by już nie zniósł.Został niemal do końca wyprany ze wszelkich emocji. Jedyne co jeszcze czuł, to żal. Żal pomieszany z nienawiciš, żarzšcy się na dnie jego serca. Nienawić do własnych rodziców za tyle straconych lat. Żal za tym straconym czasem, straconym dzieciństwem. Mógł przecież żyć tak beztrosko, tak niepoważnie. Mógł... mógł... Mógł wszystko.Teraz na nowo musiał budować swój wiat. Robił to, co powinien zrobić dawno temu. Uczył się komu ufać, komu nie. Na nowo poznać samego siebie. Odsiać kłamstwo od prawdy, szczeroć od fałszerstwa. Okrelić własne zasady, tylko wedle nich ić swojš, wyznaczonš przez samego siebie drogš. Musiał na nowo nauczyć się szacunku, przyjani, miłoci...Apropo...- Jeste już gotowy? - znajomy głos wyrwał Draco z zamylenia. Tak samo ciepły, tak samo przyjazny, tak samo kochajšcy jak zawsze. Dlaczego tak póno to zauważył...?- Za chwilę.- Oh, doprawdy, mógłby zostawić już tę sprawę - żachnšł się Harry, jednym ruchem zatrzaskujšc, jeszcze przed chwilš trzymanš przez blondyna, teczkę i układajšc jš na stosie innych teczek z tytułem " zakończone".- Proszę, zrozum, Harry...- Daj już temu spokój. Nie ma sensu, żeby wcišż to rozpamiętywał. Zapomnij o tym.- Wiesz, że to nie takie proste - odparł Draco, zakładajšc płaszcz. - Ja wcišż jestem tylko człowiekiem. Nie jest łatwo wybaczyć - dodał po chwili.- A czy "tylko człowiekowi" pomogłyby w wybaczeniu naleniki z karmelem i orzechami? - spytał zaczepnie brunet.- Może. A dużo tego karmelu?- Ile dusza zapragnie.- A orzechów?- Jeszcze więcej.- No, może - mruknšł udobruchany Draco.Wychodzšc z biura aurorów, delikatnie musnšł swoimi ustami usta bruneta, skrycie dziękujšc mu za pomoc, dzięki której kolejny już rok wiedział jak żyć.End.PS. Gwoli cisłoci tekst poniekšd oparty na piosence zespołu Turbo - Dorosłe dzieci skšd też zaczerpnęłam tytuł ^^http://www.youtube.com/watch?v=2Ke9wJUOQGs [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • eldka.opx.pl