Draco Maleficium - Bohater niczyj HP-DM, drarry

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Świeca przy oknie powoli się dopalała, rzucając na ciemne ściany migotliwe i tańczące cienie. Noc była pogodna, gwiazdy świeciły jasno i gęsto, migocząc tysiącem rozsypanych po niebie światełek jak kurz na podłodze Stwórcy. Połówka księżyca wyglądała na świat zza pojedynczych, błąkających się po atramentowym niebie chmur. Rzucała swoje srebrzyste światło na dachy licznych domków, zaglądając im do okien.
Nic nie wskazywało na to, że ta noc miałaby być szczególna.
A jednak była.
               Harry Potter westchnął cicho i-opatulony w pled zrobiony ręcznie przez wiecznie troskliwą panią Weasley- podszedł do drewnianego biurka i wyjął zapałki. Poprzednia świeca wypaliła się całkowicie, więc młodzieniec wyjął z szuflady kolejną i postawił na jej miejsce. Popatrzył na trzymane w ręku pudełko zapałek... i schował je do kieszeni.
Zamiast tego wyjął różdżkę i przyłożył do knota.
-Incendio- powiedział cicho i po chwili pokój wypełniło nikłe światełko.
                Chłopak usiadł przy biurku i wyjął z szuflady plik pergaminu i pióro. Zamoczył koniuszek pióra w kałamarzu, przyłożył do pergaminu... i zawahał się.
Co właściwie mógł napisać? Do kogo? Do Ginny? Najlepiej w ogóle nie dawać jej żadnych znaków, po tym, jak odrzucił jej wyznanie... Lepiej nie... Do Rona? Hermiony? Oboje leżeli już parę stóp pod ziemią na pobliskim cmentarzu. Zginęli podczas misji uwolnienia więźniów podczas ich transportu do Lanchester... Największa porażka Zakonu do tej pory. Eksplozja była straszna. Dobrze, że chociaż poznajdowali ciała.
                 Zadrżał. Na wspomnienie przyjaciół jego oczy zaszkliły się lekko, ale nie spadła z nich żadna łza. Harry wątpił, czy w ogóle zostały mu jeszcze jakieś łzy. Okropieństwa wojny zrobiły swoje. Nie potrafił już płakać. Nie potrafił już współczuć. Nie potrafił się uśmiechać. Potrafił tylko gorzko żałować. Trwał w okrutnym, bezdusznym otępieniu. Otępieniu, z którego już tylko maleńki kroczek dzieli człowieka od szaleństwa.
                   Nie chciał być bohaterem. Nie zostawili mu żadnego wyboru. Po prostu robił to, co uważał za słuszne, starał się przeżyć swoje życie najlepiej, jak umiał... i nienawidził się za to. To właśnie ściągnęło na niego odpowiedzialność. Ludzie zaczynali patrzeć na niego wyczekująco, jakby on zawsze wiedział, co robić. Jakby był ostoją bezpieczeństwa.
A on miał rozpaczliwą ochotę na przekór wszystkim rzucić się pod pociąg.
                   Już nie był nikomu potrzebny jako człowiek. Zaczynali go traktować jak narzędzie. Jak mebel. Nikt nie przejmował się nim bo wszyscy zakładali, że będzie na miejscu, jeśli okaże się potrzebny. I prawdopodobnie tak będzie.
                   Był im potrzebny jako broń. Jako Chłopiec, Który Przeżył. Nie jako Harry Potter. Jedyne osoby, które widziały w nim zagubionego chłopca, leżały teraz pod ziemią albo były gdzieś zaginione. Oprócz Ginny, ale ona także traktowała go z taką pewnością... W zasadzie to nie miał już nawet do kogo pisać. Był sam w domu pełnym ludzi. Ale jednak sam.
                   Co za ironia, pomyślał sarkastycznie. Bohater potrzebny, a jednak niewidzialny. Część umeblowania. Bohater samotny. Bohater niczyj.
                   I wtedy jego zdradzieckie myśli pofrunęły ku komuś innemu, kto na pewno nie uważał go za bohatera... Kto widział w nim tylko tandetnego gówniarza, pragnącego zwrócić na siebie uwagę... Kto nie patrzył na niego jak na bohatera... Kto traktował go z nieukrywaną niechęcią...
                   Pochylił się nad pergaminem i zaczął pisać. Noc za otwartym oknem robiła się coraz ciemniejsza, gasły światła w sąsiednich domach. Było niemal idealnie cicho. Mijał czas. W końcu Harry postawił kropkę po ostatnim zdaniu i odchylił się na krześle do tyłu. Jego wzrok odruchowo spoczął na świecy. Jej płomyk lekko zachybotał, być może od wiatru, ale przecież nie było żadnego wiatru na dworze...
Za jego plecami nie rozległ się żaden dźwięk. Panowała cisza, ale była to cisza, którą zazwyczaj powodują ludzie nie wydający żadnego dźwięku. Cisza ruchoma. Cisza, przy której stąpanie kota wydawało się orkiestrą dętą. Cisza ostrożna.
Nie odwracając głowy, Harry odchylił się mocniej na krześle.
-Siema, Malfoy- rzucił nonszalancko.
Za jego plecami rozległ się świst, jakby ktoś wypuścił wstrzymywane długo powietrze.
-Spodziewałeś się mnie?
-Nie, ale znam tylko jedną osobę, która porusza się ciszej od kota.
I z większą gracją, dodał w myślach.
                   Wstał i spojrzał na wysoką postać w obcisłym stroju z czarnego jedwabiu. Uśmiechnął się pod nosem. Jedwab był nie tylko bardzo elegancki-nie szeleścił podczas ruchów. Postać odrzuciła do tyłu kaptur i zdjęła maskę, zakrywającą jej usta i nos.
I wtedy, na widok znajomej, wykrzywionej ponurym uśmiechem twarzy, na widok tak dobrze znanych, zimnych, stalowoszarych oczu, Harry zrobił coś, o czym myślał, że dawno zapomniał, jak to się robi: uśmiechnął się. Był to spokojny uśmiech człowieka, który wie, co za chwilę go czeka i przyjmie to z wdzięczną ulgą.
-Jak sobie radzisz?- spytał Harry cicho, opierając się plecami o poręcz krzesła i patrząc na Malfoya spokojnie.
-Całkiem całkiem. Trzeba jakoś żyć, sam rozumiesz-odparł Draco równie spokojnie, chowając do buta krótki nóż do rzucania, który poprzednio podrzucał w dłoni.
-Jesteś skrytobójcą Voldemorta, prawda? Musisz być dobry...
-Ludzie żyją najlepiej, jak potrafią. Albo najdłużej. Sam wiesz.
-Dziwię się tylko, że jeszcze oddycham.
-Taryfa ulgowa. Nie chciałem, żebyś umarł nieświadomie. Zazwyczaj nie rozmawiam z... klientami... ale ty jesteś wyjątkiem. Od dawna chciałem cię zabić, Potter. A powiedz, co za satysfakcja wyeliminować największego wroga, jak on nawet o tym nie wie?- uśmiech Dracona stał się szyderczy, aż pałający ponurą satysfakcją.
-No tak. Zabić mnie, żebym nawet nie wiedział, że to ty i że przegrałem... To nie w stylu Malfoyów. Pokonany musi wiedzieć o porażce. Inaczej nie ma zabawy-wyraz twarzy Harry'ego pozostał bez zmian.
-Myślisz jak Malfoy.
-To miał być komplement?
               Zapadła cisza. Obaj młodzieńcy mierzyli się wzrokiem, porozumiewając się milczeniem. Harry wiedział dobrze, co go teraz czeka. I witał to z radością. Czekał na Dracona już tak długo... Czekał na śmierć w jego osobie... Wreszcie się doczekał. Wreszcie nadejdzie koniec. Wyzwolenie, na które czekał tak długo. Nie miał odwagi odebrać sobie życia, ale nie miał nic przeciwko, żeby zrobili to inni. Wróci do Rona, Hermiony, rodziców, wszystkich bliskich, których stracił... Złączy się z nimi...
Draco podszedł bliżej z wyciągniętą różdżką. Wyglądał na rozczarowanego.
-Nie zamierzasz walczyć?- spytał cicho, a uśmiech znikł z jego twarzy.
Harry potrząsnął głową i uśmiechnął się szerzej.
-Po co walczyć? Wtedy zginę albo ja, albo ty. Nie chcę, żebyś ginął. Sprawa jest jasna. Liczyłeś na epicki pojedynek?
-Poddajesz siÄ™, Potter? Tak Å‚atwo siÄ™ poddajesz? Ty?
-Tak trudno ci to przełknąć? Przez całe życie grałem nieustraszonego, nieugiętego bohaterka. Każdy miałby tego dość. Ja miałem już dawno. Chcę tego, Draco.
                  Po raz pierwszy nazwał go po imieniu. Zauważył cień uśmiechu, który przemknął po twarzy śmierciożercy.
-Rozumiem cię-powiedział skrytobójca, podchodząc jeszcze bliżej. Uśmiechał się, ale nie kpiąco ani szyderczo, tylko... spokojnie.
-Masz jakieś ostatnie życzenie?
Harry skinął głową, wstał i przysunął do siebie Malfoya.
-Pozwól mi. Zawsze chciałem to zrobić-szepnął do ucha swego niedoszłego zabójcy i pocałował go.
                   Po chwili w oknie rozbłysło oślepiające, zielone światło, które wygasło jak płomień świecy. Minął jakiś czas, gdy w oknie pojawiła się czarna sylwetka i skoczyła bezszelestnie na sąsiedni dach. Po chwili zniknęła, zlewając się z ciemnym niebem.
                  Gdy po jakimś czasie do pokoiku wpadli dwaj ludzie przydzieleni do ochrony Harry’ego, zwabieni zielonym światłem z okna, zobaczyli starannie ułożone na łóżku martwe ciało ze złożonymi na piersi rękami, w których tkwiła mała, czarna róża. Na twarzy trupa zastygł spokojny uśmiech człowieka, który wreszcie odnalazł spokój.

... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • eldka.opx.pl