Draco żyjÄ cy zÅudzeniami [M], Drarry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Draco żyjący złudzeniami
Draco był chory. Draco był spragniony, zmęczony i czuł się jakby zaraz miał umrzeć, a to, co mogłoby mu poprawić humor, nadal się nie zdarzyło. Westchnął sprawdzając godzinę. Kiedy Potter miał zamiar go odwiedzić?
Draco dokładnie wiedział jak to będzie wyglądało. Usłyszy pukanie do drzwi. Od razu będzie wiedział, że to Potter, który miał swój specjalny sposób pukania. Dwa krótkie i jedno długie puknięcie. Draco pomyślał, że jest jedyną osobą na świecie, która zauważyła sposób, w jaki Harry Potter puka. Może oprócz tej Weasley’ówny, albo tego denerwującego Gryfona z aparatem. I dziesięciu tysięcy fanów Pottera. Ale tak, poza nimi to tylko on.
Draco zauważał wszystko co dotyczyło Harry’ego Pottera.
Więc, Draco zaprosi Pottera do środka, a wtedy on pojawi się w progu, jak jakiś Grecki bóg, cudownie się do niego uśmiechając, opierając się zwyczajnie o framugę.
Och Harry, powie Draco, co masz w ręku? Jakieś winogrona, odpowie Potter, może cię nimi nakarmić? A potem... cóż, samo myślenie o tym przywoływało uśmiech na jego twarz.
To było oczywiście możliwe, że Draco za dużo myślał na ten temat.
Miejmy nadzieję, że Potter przyjdzie. Wszyscy pozostali przyszli. Mówiąc ‘pozostali’, miał na myśli kilku Ślizgonów i jedną Krukonkę, która aktualnie go nachodziła. Szczerze mówiąc, oni wszyscy to było zbyt wiele. Blaise siedział godzinami, jedząc odrażające rzeczy, próbując zmusić go do zwymiotowania. W końcu to Blaise musiał zwymiotować.
Draco usadowił się wygodnie na świeżo poprawionych poduszkach (ta Krukonka czasem się do czegoś przydawała) i czekał. Harry wkrótce tu będzie...
Dwie minuty później...
Czy to nie jego Draco słyszał? Lekko się ożywił. Nie. Draco westchnął. To tylko Crabbe i Goyle wracali z obiadu. Westchnienie.
Pięć minut później...
Tak. Zaraz tu będzie. Za sekundę...
Dziesięć minut później...
Draco miał dość. Najwyraźniej, Potter nie miał zamiaru przyjść z własnej woli. Musi się wstydzić albo coś. Tak, to było to. Potter z bardzo się wstydził żeby przyjść i pokazać Draco jak bardzo go kocha.
Jasne, pomyślał Draco. Lepiej wziąć sprawy we własne ręce.
Piętnaście minut później...
Draco słyszał ich na zewnątrz. Dużo kłótni i krzyków. Uśmiechnął się szeroko i wygładził prześcieradło.
Drzwi do jego pokoju zostały otwarte, i wyglądało to na żmudną walkę, gdy Crabbe i Goyle pojawili się w środku, ciągnąc za sobą raczej zmierzwionego i protestującego ciemnowłosego chłopca. Przeciągnęli go po kamiennej podłodze i opuścili go na łóżko Draco, gdzie próbował stanąć na nogach, co łatwiej powiedzieć niż zrobić gdy ma się zawiązane oczy.
- Mamy go - warknął Goyle.
- To wszystko - odprawił ich Draco z błyszczącymi oczami.
Crabbe i Goyle chrząknęli po raz ostatni przed opuszczeniem pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Harry nie był, i nie wyglądał jak szczęśliwy króliczek. Dopiero co sobie usiadł szczęśliwy w pokoju wspólnym gryfonów, kiedy to wybuchło zamieszanie przy portrecie Grubej Damy. On, Ron i Hermiona ruszyli na śledztwo, jako że nie leżał w ich naturze brak ciekawości, i okazało się, że to Crabbe i Goyle usiłują dostać się do środka.
- Tu jest - krzyknął Crabbe, przepychając się przez gromadę trzeciorocznych Gryfonów próbujących zatrzymać Ślizgonów z dala ich pokoju wspólnego, i łapiąc Harry’ego za ramię.
- Co wy robicie? - krzyknął Ron, próbując odepchnąć Crabbe’a, ale Goyle również złapał Harry’ego, i we dwójkę wyciągali go przez dziurę w portrecie.
Ron próbował skoczyć na wycofujących się Ślizgonów, ale zamiast tego przeleciał nad pierwszoroczniakami, lądując płasko na twarzy.
- Obawiam się, że go straciliśmy - powiedział z żalem jakiś czwartoklasista, podczas gdy reszta Gryfonów obserwowała bezradnie jak ich bohater zostaje odciągnięty przez dwóch szóstorocznych Ślizgonów bez szyj. Emocje były zbyt wielkie dla niektórych drugoklasistów, którzy wybuchneli płaczem kiedy portret się zamknął.
A teraz był... tu. Harry rozejrzał się po pokoju zdzierając z oczu opaskę, zawiązaną gdzieś pomiędzy gabinetem Dumbledore’a a Wielką Salą. Zerknął z niedowierzaniem, poprzez długość ślizgońskiego dormitorium, na bladą, wyszczerzoną sylwetkę należącą do Draco Malfoya siedzącego na jednym z łóżek.
- Cześć Potter.
- Malfoy! - krzyknął Harry. - Co ja tu do diabła robię?!
Draco zamrugał oczami. - Przyszedłeś mnie odwiedzić! Jakie to słodkie!
Harry wyglądał, jakby nie wierzył w to, co słyszy. - Nie przyszedłem cię odwiedzić!
- Oczywiście że przyszedłeś.
Harry nie był pewien w jakim świecie Malfoy żyje, ale to na pewno nie był ten sam świat co jego. Wiedział, że Malfoy jest chory, ale żeby jakieś złudzenia?
- Malfoy, ja właśnie zostałem porwany przez Crabbe’a i Goyle’a.
- Wcale nie.
- Zasłonili mi oczy - Harry starał się brzmieć przekonująco.
Draco machnął lekceważąco ręką. - Cóż, może wy, Gryfoni, lubicie gdy każdy kto chce wpada sobie do waszego pokoju wspólnego, ale my, Ślizgoni, lubimy utrzymywać nasz w sekrecie.
Harry nie zawracał sobie głowy wyjawianiem mu, że wpadał sobie do pokoju wspólnego Ślizgonów już dawno temu. - Malfoy, co ja tu robię?
- Nie wiem, - Draco uśmiechnął się niewinnie. - Może ty mi powiesz?
Harry westchnął. - Nie muszę tu siedzieć i się z tobą użerać, Malfoy. - Odwrócił się w kierunku drzwi i szarpnął za klamkę, wkurzony, gdy okazało się że drzwi są zamknięte.
Sięgał właśnie do kieszeni, kiedy Draco, podziwiający swoje paznokcie, powiedział - Nie uważasz, że Crabbe to świetny kieszonkowiec?
Kieszeń Harry’ego była pusta. Westchnął odwracając się. - Otwórz drzwi, Malfoy.
Draco zmarszczył brwi. - Czemu? Wychodzisz tak szybko?
- Tak! - krzyknął Harry.
- Czemu? - Draco wyglądał na zranionego.
- Bo nie chcę tu być!
- Czemu?
- Bo mnie porwałeś!
Draco zachłysnął się powietrzem. - Ja cię nie porwałem! - zapauzował. - To Crabbe i Goyle. Ja ich tylko do tego zatrudniłem.
Harry jęknął. - Nie możesz tak sobie porywać ludzi, Malfoy!
Draco zmarszczył brwi. O czym Potter mówi? Przecież on mógł robić co tylko mu się podobało. Czyż nie był Draco Malfoy’em?! - Nie wiem o czym mówisz, Potter.
- Porwałeś mnie!
- Sądziłem, że to już przerobiliśmy? - powiedział Draco.
Harry podniósł ręce w niedowierzaniu. Zaczął coś mówić, ale zdecydował, że nie warto. Co mógł powiedzieć Draco Malfoyowi w takiej sytuacji?
- Potter, - jęknął Draco. - Czy nie mógłbyś po prostu podejść i usiąść koło mnie na łóżku?
- Co?! - Harry eksplodował. - Czemu wydaje ci się, że mam zamiar usiąść koło ciebie na łóżku?!
Draco wydął usta. - Powinieneś być dla mnie miły. Jestem chory.
- Ty masz jakieś chore złudzenia.
Dolna warga Draco zadrżała. Harry, zaalarmowany, podszedł bliżej, nie chcąc by Draco się popłakał. - Ja... hmm... spokojnie, usiądę na twoim łóżku, dobrze?
Kąciki ust Draco uniosły się do góry. Harry mógł jedynie przypuszczać, że Draco próbuje się uśmiechnąć. Najwyraźniej potrzebował trochę praktyki.
Krzywiąc się, Harry podszedł do łóżka i przysiadł ostrożnie na jego końcu. Draco gapił się na niego z uniesionymi brwiami. Harry zmarszczył brwi. - Co?
- Nie musisz się tak denerwować, Potter. Już byłem w tym samym łóżku co ty.
Harry stwierdził, że lepiej nie wiedzieć, kiedy do cholery Draco Malfoy był w jego łóżku. Zamiast tego odsunął się parę centymetrów, żeby być po bezpiecznej stronie.
- Więc, - powiedział wesoło Draco. - Co mi kupiłeś?
- Słucham?
Wesołość Draco nie zachwiała się. - Co mi kupiłeś? - powtórzył.
- Kupiłem ci?
- Tak, - przytaknął Draco. - Kupiłeś. Jako prezent.
- Malfoy, ja ci nic nie kupiłem.
- Och, no dobra, - powiedział Malfoy, nie odstraszony, - Więc, co chcesz mi powiedzieć?
Harry uniósł brwi. - Powiedzieć ci?
- Tak, - odpowiedział Draco. - Plotki szkolne. Jakieś szlabany? Wielkie węże uciekają? Jakieś morderstwa? Śmierć szlamy?
- Nie! - wrzasnął Harry wstając gwałtownie.
- Och, - Draco wzruszył ramionami. - Szkoda.
Harry pokręcił głową. Omal się nie roześmiał, ale pomyślał, że to będzie bardziej szalone, niż zachowanie Malfoya. Bo tak się zachowywał. Jak szaleniec. Musiał nim być, by siedzieć zamknięty w dormitorium Ślizgonów razem z Malfoyem.
- Więc, - powiedział Draco. - Nie masz nic dla mnie, ani nie masz mi nic do powiedzenia?
- Nie Malfoy, naprawdę nie.
Draco wyglądał na zdenerwowanego. - To po co tu przyszedłeś?
Harry zamrugał. - Malfoy! Nie mam dla ciebie prezentu, i nie mam ci nic do powiedzenia, i w ogóle nic nie mam, bo mnie porwałeś!
- Ja cię wca...!
Harry przerwał mu. - Tak, wiem! Zatrudniłeś Crabbe’a i Goyle’a żeby mnie porwali!
Draco stanowczo przytaknął. - Nie bądź taki popędliwy, Potter.
- Nie możesz tak sobie porywać ludzi, Malfoy! - Łał. Déja vu.
- Cóż, nie miałeś zamiaru przyjść z własnej woli! - niespodziewanie wydarł się Draco. Wyglądał na podenerwowanego i część jego zalizanych do tyłu włosów wystrzeliła do przodu z wściekłością.
Harry gapił się, przybierając wyraz twarzy złotej rybki. - Chciałeś żebym przyszedł? - zapytał powoli.
- Nie, oczywiście że nie, - odpowiedział Draco, zdecydowanie za szybko jak na gust Harry’ego.
- Tak, chciałeś.
- Nie chciałem.
- Chciałeś.
- Nie chciałem.
- Chciałeś.
- Chciałem.
- Chciałeś! - Harry zapauzował, marszcząc brwi. - Chciałeś?
Draco przytaknął. - Niestety.
- Och.
Cisza. Harry patrzył się na Draco, który wpatrywał się w swoje prześcieradło, jakby było na nim coś interesującego. Wyglądał na bardzo zawstydzonego. Harry’emu nie wydawało się, żeby kiedykolwiek widział Draco w takim stanie.
- Malfoy, - powiedział Harry, siadając tuż koło niego. - Skłamałem. Mam dla ciebie prezent.
Draco spojrzał na niego z nadzieją, - Naprawdę?
Harry pokiwał głową, po czym pochylił się i szybko pocałował Draco. Draco zmarszczył brwi. To było zdecydowanie zbyt pośpieszne jak na jego gust.
- Coś nie tak? - zapytał Harry, lekko panikując. Co on zrobił?!
Draco spojrzał na niego. - Pewnie nie kupiłeś żadnych winogron?
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]